Na chodniku, kilka metrów przed kontenerem na śmieci, leżała broszura. Chyba komuś wypadła po drodze. Niewielkie rozmiary, pożółkłe strony. Odruchowo podniosłem ją, żeby wrzucić do śmietnika, ale przyjrzałem się jej bliżej i tego nie zrobiłem.
«Co, kiedy jak i z kim» – zaintrygował mnie tytuł w języku polskim. Od pierwszego wejrzenia zrozumiałem, że broszura została wydana dawno temu. Sprawdziłem w Internecie i znalazłem, że ukazała się w 1937 r. Jej autorka, Marzenna Saryusz-Stokowska napisała ponad dziesięć książek. Kilka z nich to wydania popularnonaukowe, natomiast większość jej opracowań było poradnikami: są to m.in. książki kucharskie lub publikacje poświęcone hodowli roślin pokojowych. Niestety nie udało mi się dowiedzieć się czegoś więcej o autorce.
Książka «Co, kiedy jak i z kim» również jest poradnikiem. W języku polskim do dziś popularne jest staromodne, ale bardzo ciekawe wyrażenie pochodzące z języka francuskiego – savoir-vivre, czyli zasady właściwego zachowania się w towarzystwie. Poradnik savoir-vivre’u – tak można by było określić tematykę książki.
Na początku może wydać się, że lektura nie jest wyjątkowa. Autorka zadbała jednak o to, żeby uczynić z nudnej listy zasad czego «nie wolno» i «jak należy» ciekawy tekst. Jest interesujący nie tylko dlatego, że po zapoznaniu się z nim czytelnik będzie wiedział, jak się ubrać, jeżeli zostanie zaproszony na ślub odbywający się w południe, a co założyć w przypadku, kiedy ślub będzie brany wieczorem. Nie tylko dlatego, że po zapoznaniu się z treścią poradnika dowie się, jak zaprosić do siebie przyjaciół i jak w należyty sposób ich poczęstować. Książka wprowadza nas w świat, którego już nie ma opisując życie towarzyskie w przedwojennej Polsce.
Podręczniki historii każdy okres opisują jako całość doniosłych wydarzeń odbywających się w odpowiedniej kolejności. W tych wydarzeniach uczestniczą wybitne postacie, opisane schematycznie, i masy ludowe lub warstwy społeczeństwa również pozbawione oblicza. Otrzymujemy wiedzę o epoce, ale nie mamy żadnego pojęcia o tym, jak żyli zwykli ludzie w tamtych czasach. Co lubili, czego nienawidzili, co czytali, co jedli? Książka «Co, kiedy jak i z kim» pomoże nam zrozumieć codzienne życie ówczesnych ludzi.
Umówmy się, że damy spokój frakom, smokingom, marynarkom i kamizelkom, jak również kolorom i odcieniom, w których powinny być. Mężczyźnie trudno jest zrozumieć zasady ich wykorzystania. W dodatku nawet nie każde skarpety pasują do konkretnego wydarzenia. Przejdźmy więc do czegoś bardziej przyjemnego.
Na przykład autorka proponuje jak najlepiej nakryć stół. Gdzie położyć noże, widelce, postawić kieliszki – to nie jest ważne, bo się nie zmieniło do dziś. Ale jakie było menu!
«Jako wzór dobrze zestawionych kolacyj podaję następujące wykwintniejsze:
1.Cocktaile – grzaneczki z serem szwajcarskim, łosoś z rusztu.
Perliczki z sałatą lub kompotem.
Melba z owocami.
Czarna kawa.
Wódka, nalewki – kanapki (podane w salonie przed kolacją).
2. Sandacz z pieczarkami.
Pasztet na gorąco w kruchym cieście. Indyk z kasztanami.
Krem mrożony z owocami.
Kolacje skromniejsze:
1. Grzyby w śmietanie, zapiekane w rondlu.
Polędwica wołowa z garniturem z jarzyn i ziemniakami przysmażonymi.
Lody owocowe ubrane waflami.
2. Omlet po francusku z groszkiem lub szynką.
Roastbeef po angielsku z sałatą.
Galaretka z białego wina z morelami (mogą być suszone).
3. Kokilki z mózgu.
Pieczeń cielęca z borówkami.
Sałatka mrożona z pomarańcz i jabłek z konfiturami i orzechami włoskimi».
Mimowolnie przypominasz sobie sowieckie czarno-białe filmy (przepraszam ogromnie, ale w moim dzieciństwie innych nie pokazywano), w których budowniczy szczęśliwej przyszłości, obowiązkowo ubrani w walonki i kufajki, w przerwach między etapami budownictwa komunizmu jedzą kaszę perłową z misek aluminiowych.
Ale ta książka jest nie tylko o ubraniach i o jedzeniu. Tak naprawdę jest o stosunkach międzyludzkich: w towarzystwie, w pracy, w społeczeństwie, w rodzinie. Najwięcej uwagi autorka poświęca temu, jakie muszą być stosunki rodzinne: jak żona ma podawać obiad mężowi i dzieciom i jak oni powinni jej za to dziękować, jak rodzice muszą urządzać święta dla swoich dzieci lub wieczory taneczne, gdy dorosną: «Matki, dbające o odpowiednie towarzystwo dla swych dorastających córek (a nawiasem mówiąc i synów), powinny się starać o częste urządzanie dla nich skromnej, a wesołej zabawy domowej». Bardzo ciekawy jest rozdział poświęcony modnej wówczas zabawie «Bridge daje – bridge żąda». W epoce bez Internetu ludzie potrafili spędzać wspólnie czas, czego my w XXI wieku możemy od nich tylko się uczyć.
Szczególnego uroku książce dodaje humor autorki, który niekiedy graniczy z ironią.
Oto jak mężczyźni wybierają się do kogoś w gości:
«– Trzeba, aby się przebrał.
Zdanie to działa piorunująco i najłagodniejszy baranek, przywykły do posłuszeństwa, staje okoniem i wytartych łokci oraz wypchanych spodni codziennego ubrania broni do upadłego, tak dalece, że nawet te, które umieją konsekwentnie przeprowadzać swoją wolę – rezygnują i uchodzą z pola walki».
Uszczypliwe, nieprawdaż? Ale autorka jest obiektywna, bo nieco dalej pisze:
«Zresztą nasze panie mają tu też wiele grzechów na sumieniu. Przecież Polka bez ceremonii donasza, na użytek biurowy, sfatygowane balowe szaty (po obcięciu trenu, pod swetrem); na wieczorne zebrania przychodzi za to, bardzo z siebie zadowolona – w nowiutkiej, wełnianej, trykotowej garsonce».
Do jakiego wniosku można dojść po tym wszystkim? Że jednak warto czasem patrzeć pod nogi.
Anatolij OLICH
CZYTAJ TAKŻE:
ZNALEZIONO FLORENTYNĘ I WANDĘZNALEZIONO FLORENTYNĘ I WANDĘ